czwartek, 17 września 2020

NIEZAPOMNIANY LEKARZ

 

Dr Marcin Olajossy zmarł dnia 11 września 2020 r. Był wieloletnim Kierownikiem Katedry II Kliniki Psychiatrii i Rehabilitacji Psychiatrycznej SPSK Nr 1 w Lublinie. Nabożeństwo żałobne odprawione zostanie w piątek dn. 18 września 2020 r. o godz. 13.00 w kaplicy cmentarnej przy ul. Lipowej.

… Trudno nie zamyślić się głęboko nad odejściem osoby znanej środowisku pacjenckiemu jako dobry opiekuńczy duch wspólnoty pacjentów i lekarzy. Właśnie tak: wspólnoty pacjentów i lekarzy, bowiem obecność Doktora w budynku Kliniki była gwarancją, iż żaden z pacjentów nie zostanie potraktowany w sposób bezosobowy, zaś zbawienny wpływ, jaki wywierał na panującą na Oddziale Klinicznym atmosferę był dostrzegany, reflektowany i ceniony przez wszystkich korzystających z Jego opieki.

Dr Marcin Olajossy łamał stereotypy – był bowiem nie tylko lekarzem i współorganizatorem życia Oddziału, ale przede wszystkim Przyjacielem tych, którym podejmował się udzielać pomocy. Nie pomijał okazji, aby – już poza obowiązkami profesjonalisty (które nigdy nie były wykonywane przezeń w sposób rutynowy) okazać ciepło, akceptację i życzliwość pacjentom, zainteresowanie Ich codziennymi sprawami. To zainteresowanie zmieniało perspektywę osoby chorującej, Jej optykę, sposób postrzegania szpitala i roli w nim tego, komu los narzucił trudną rolę chorego. Nic więc dziwnego, że „Oddział Doktora Olajossego” nigdy nie był postrzegany był przez nas – pacjentów – jako struktura opresywna, zaś wzywani na wizytę gabinetową pacjenci spieszyli się bardzo, aby znaleźć się w korzystnej sytuacji pierwszych pod drzwiami gabinetu, ilekroć wizycie tej patronował Pan Doktor.

Zapamiętam zatem Dr Marcina Olajossego jako człowieka zawsze uśmiechniętego, pogodnego, gotowego bądź do rozjaśniającego oblicze rozmówcy żartu, bądź do wykonania gestów niosących w sobie wiele ciepła. Kiedyś – w trakcie codziennego obchodu, po odbyciu krótkich z konieczności rozmów z leżącymi na sali szpitalnej pacjentami, pragnąc wyrazić Swoje zrozumienie dla Nich – zatrzymał się przed przejściem na kolejną salę i skierował do leżących kilka otwierających serca zdań. Pamiętam początek pierwszego z nich: „Wiem, że każdy z Państwa tutaj leżących jest kłębkiem cierpienia...”

Innym razem podejmował dialog z niespokojnie poruszającym się po korytarzu szpitalnym podopiecznym. Chciałbym też powiedzieć o sytuacji, kiedy – będąc pogrążonym w charakterystycznym dla osoby chorującej cierpieniu – spotkałem się z takim właśnie serdecznym gestem Pana Doktora. … Nie bacząc na powagę profesji lekarza psychiatry, a jedynie dostrzegając owo moje cierpienie, podszedł do mnie, wziął mnie za ręce i zarzucił sobie na plecy. W odpowiedzi na mój pytający wzrok stwierdził: „Chciałem tylko sprawdzić, czy dałbym radę unieść Pana ciężar...”

… I choć zabrzmi to może jak próba podważenia kompetencji psychiatrii jako poważnej dyscypliny naukowej, mam odczucie, że cząstkę tamtego mojego cierpienia zabrał za sobą do nieba.


Zygmunt Marek Miszczak